Wielcy aktorzy wystąpili w przygotowanym w Teatrze Współczesnym w Warszawie przedstawieniu (reżyseria – Maciej Englert, scenografia - Marcin Stajewski, kostiumy - Anna Englert, konsultacja ruchu scenicznego - Jan Pęczek). Tę inscenizaję w lutym br. (transmisja na żywo) obejrzało kilka milionów telewidzów w Teatrze Telewizji. Liliana Olech, kierownik działu sztuki profesjonalnej MCK SOKÓŁ, zapraszając artystów do Nowego Sącza do udziału w Wieczorach Małopolskich, kilka miesięcy temu miała pewne obawy, czy z tego powodu dopisze widownia. Dopisała. Wszystkie miejsca w sali im. Lucjana Lipińskiego zostały zajęte. Nikt nie żałował prawie trzech godzin spędzonych na oglądaniu tej sztuki. Komentarze było zgodne: co innego żywy spektakl, co innego - zobaczyć go na srebrnym ekranie…
Obaj aktorzy znają się jak łyse (dosłownie i w przenośni) konie. Niegdyś w Ateneum zagrali razem w „Kolacji dla głupca”. Wcześniej cieszyli miłośników humoru i refleksji w Kabarecie „Pod Egidą” Jana Pietrzaka. Ich skecz „Student Awas” - pokazywany zresztą wielokrotnie w TVP – to prawdziwa perła tego gatunku sztuki scenicznej. I kiedy tak oglądałem spektakl pt. „Skarpetki, opus 124”, to sobie przypominałem ów dialog, tyle że tutaj wymowa aktorskiej gry została wręcz spotęgowana. Takich mistrzów w Polsce dzisiaj można policzyć na palcach jednej ręki! No, może dwóch rąk!
Daniel Colas napisał tekst o dwóch wybitnych aktorach, którzy swoje najlepsze lata mają już za sobą. Z jednej strony – to wiek odcisnął na nich swoje piętno, mają za sobą niedobre doświadczenia życia rodzinnego, czują się samotni i wyobcowani. Z drugiej –jako artyści także poszli w zapomnienie. Do tego finansowo ledwo wiążą koniec z końcem. To sprawia, że są sfrustrowani, zgorzkniali, źli na cały ten świat. Bardziej pokazuje to Brémont (Pszoniak), któremu podczas prób do sztuki, mającej ich przywrócić do teatru, przeszkadza wszystko, począwszy od dziurawych skarpetek Verdiera (Fronczewski), a skończywszy na płukaniu naczyń zimną – a nie ciepła - wodą…
Wyprowdzony z równowagi Verdier odgryza się koledze, strzela drzwiami, wychodzi i wraca. I tak to trwa… W te nieustanne utarczki wplecione są fakty z życia obu bohaterów i cenne refleksje na temat aktorstwa, teatru, muzyki i… życia. Z czasem obaj panowie stopniowo odkrywają, że jednak – wbrew pozorom – więcej ich łączy niż dzieli. Druga część spektaklu to zbliżanie się do przyjaźni, do bliskości, do podobnego odczuwania problemów codzienności. Aż dochodzi do finału, kiedy obaj decydują się na spędzenie razem… wigilii. I całkiem na bok odchodzi wówczas czekanie na niejakiego Hernandeza, który ma ich sztukę obejrzeć i zdecydować, czy warta jest wystawienia na scenie (obaj bezskutecznie czekają na niego niczym Żydzi na Mesjasza).
Publiczność z zapartym tchem uczestniczy w akcji, śledzi jej przebieg, wychwytuje znakomite dialogi, niektóre na bieżąco nagradza brawami lub szmerem rozbawienia. Każdy chłonie piękno aktorskiego słowa, doskonałość gestu, mimiki, ruchu. Każdy ma świadomość, że to dla niego występują nie lada mistrzowie. Na dodatek obaj druhowie – takie odnosi się wrażenie – sami też prywatnie świetnie się bawią grą i wciągają w nią widza.
W SOKOLE gościliśmy już wiele spektakli, wiele osobowości polskiej sceny teatralnej. „Skarpetki, opus 124” zapewne będą należały do największych wydarzeń.
Piotr Gryźlak
Rozmowy Krzysztofa Lubczyńskiego z Maciejem Englertem, Piotrem Fronczewskim i Wojciechem Pszoniakiem
(źródło:http://www.skarpetki.tvp.pl/wywiady.html)
Fot. Michał Englert (zdjęcia z Teatru Współczesnego , aktorzy poprosili o nierobienie fotek podczas trwania spektaklu), PG