Powieść Doroty Masłowskiej (Nagroda Nike 2006) na deski zasłużonej krakowskiej sceny noszącej imię Heleny Modrzejewskiej przenieśli: reżyser Paweł Świątek oraz Mateusz Pakuła. Scenografię (przypominającą halę do gry w squasha lub pustą nieckę basenu) zaprojektował Marcin Chlanda. Znakomicie zaprezentowała się czwórka młodych aktorów: Paulina Puślednik, Małgorzata Zawadzka, Szymon Czacki i Wiktor Loga-Skarczewski. Przypomnijmy, że spektakl zdobył pierwsze miejsce w rankingu najlepszych krakowskich przedstawień, zrealizowanych w 2012 roku. Autorem rankingu, który ukazał się na łamach „Dziennika Polskiego”, podsumowującego rok 2012 w krakowskim teatrze, był Łukasz Drewniak, krytyk teatralny, związany z tygodnikami "Przekrój" i "Tygodnik Powszechny" oraz TVP Kultura.
W swojej recenzji napisał on: "Wiedziałem, że na scenie Masłowską powinno się gadać z prędkością strzałów z karabinu maszynowego, hiphopowo podkręcać i frazować, ale to, co zrobił z językiem i fabułą "Pawia" reżyser Paweł Świątek, przeszło moje wszelkie oczekiwania. Czwórka aktorów zachowuje się na scenie jak nastoletni coverband ABBY wpuszczony na próbę do sali na squasha. Słowa lecą we wszystkich kierunkach, ze zdań wyłaniają się melodie, ryczymy ze śmiechu nad losem głupich bohaterów. Ale pod tą rozrywkową powierzchnią bulgocze bunt i złość na plastikowy świat. "Paw" to nie tylko teatralny przebój, ale i spektakl do myślenia, szukania w nim drugiego dna, przewrotnego przesłania. Niekoniecznie tego, które odkrywamy od razu. (…)"
I to jest wszystko prawda. Spektakl jest satyrą na współczesną Polskę i Polaków, na zachłyśnięcie się życiem celebrytów, na wszechogarniającą nas manipulację, na bezmiar informacji, które nas bombardują, na codzienną wulgarność (w zachowaniach i w słowach), która nas - niestety- otacza, na okrutnie kaleczony język polski, którym się posługujemy. Dostało się też Unii Europejskiej (powtarzany wielokrotnie refren” „Piosenka powstała za pieniądze z Unii Europejskiej”), choć ten spektakl został zrealizowany przy współfinansowaniu z Małopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-13.
Widowisko ma świetnie tempo, żywą akcję, która upływa nam w rytm nieustannie skandowanego tekstu piosenki hiphopowej (tu momentami zabrakło mi akompaniamentu muzyki tego gatunku). Może – zwłaszcza w pierwszej jego części – przeraża ilość przekleństw, trywialnych gestów, sprowadzanie wszystkiego do prymitywnych czynności seksualnych… Tylu „bluzgów” na scenie SOKOŁA jeszcze nie słyszeliśmy. Autorzy chcieli w ten sposób podkreślić, że taka rzeczywistość nas obecnie otacza, pokazać że tak – niestety – ludzie, zwłaszcza młodzi, się zachowują, taką mową daleką od standardów prof. Jana Miodka się posługują. Oczywiście, jak w każdej satyrze, pewne sprawy są znacznie przejaskrawione, stają się karykaturą życia realnego, ale o to właśnie twórcom chodziło, żeby w ten sposób zwrócił uwagę widza, a może nawet nim wstrząsnąć.
Podczas spotkania po przedstawieniu mówili o tym, m.in.: reżyser Paweł Świątek, wicedyrektor Teatru Starego Sebastian Majewski oraz aktorzy. Pytani przez widzów, czy mają jakąś receptę na ten koszmarny świat przedstawiony w spektaklu (i w powieści Masłowskiej), odpowiedzieli, że nie. Zauważyli, że ich zadaniem było jego pokazanie. Prostej recepty na jego poprawę jednak nie mają.
Więcej na temat spektaklu i Teatru Starego… tu
Recenzja w Sądeczaninie... tu