Dzieci z Polski i Bułgarii w popisie promującym wieczorny koncert zatańczyły i zaśpiewały pięknie, ale najciekawsze stało się poza sceną, na płycie rynku. Członkowie obu grup pokazali, że nie trzeba wiele czasu, aby się skamracić. To dopiero drugi dzień, a oni wykonali wspólnie ciętą polkę i jeden z tańców bułgarskich. Słusznie podsumował tę łatwość kamracenia kierownik polskiego zespołu Jan Smoleń mówiąc, że jest wiele rzeczy, których powinniśmy się od dzieci uczyć.
A wieczorem…
Kostur w rękach gazdów, trombita w rękach Józka Brody, a po jej zawołaniu wzywającym na pierwszy narodowy koncert, po raz pierwszy w tym roku: Pasiesioj, na głosy, z widownią. Piękne rzeczy dzieją się w Niskowej, choć to zaledwie 150 domostw. Nie dość powiedzieć, że MAŁE NISKOWIOKI, jako gazdowie tegorocznego festiwalu zaprezentują folklor lachowski. Dzięki dokładnym poszukiwaniom, wręcz studiom, odnaleźli to, co wyróżnia w tym folklorze ich rodzinną wieś. Poza strojami, pieśniami, zwyczajami prezentowanymi w ich występach, owocem tego małoojczyźnianego patriotyzmu będzie również książka Marii Załuskiej o stroju górali z Niskowej.
Zalewie siedem lat MAŁE NISKOWIOKI pojawiają się na scenach festiwali, ale dobrze już wiedzą, po co na tej scenie są i czym scena jest. Ładnie zagrana etiuda oparta na rozmowach, przekomarzaniach, paru tradycyjnych zabawach rozwinięta została w kilka charakterystycznych dla regionu tańców i przyśpiewek. Stroje starszych dzieci – na bogato. Młodsze dziewczęta - zgodnie z zaleceniami rady artystycznej – w jadwisiach. Więcej! By pozostać w zgodzie ze sceniczną prawdą, trzy starsze dziewczyny, które od początku pokrzykują na krowy i kierują zabawami młodszych na łące, również są w prostym stroju, takim „do pola”.
Autorzy przedstawienia zadbali o równowagę. Kiedy starsi popisali się już znajomością tańców, ustąpili miejsca młodszym, by i oni mogli zatańczyć i zaśpiewać. Publiczność najbardziej żywiołowymi oklaskami „do rytmu” zareagowała na „Kukułeczkę”, a asystenci reżysera wydawali się przez ułamek sekundy rozglądać za flagami wszystkich zespołów i sprawdzać, czy miejsce na defiladę kończącą festiwal jest wolne. Na szczęście to nie koniec, to dopiero początek. W finale scena zapełnia się wszystkimi dziećmi, a całość zakończył słowny pojedynek dwóch zapatrzonych w dziewczyny chłopaków.
ZORNITSA jest czwartym zespołem bułgarskim biorącym udział w Święcie Dzieci Gór, ale bodaj pierwszym z tego kraju, a nawet całych Bałkanów, który przyjechał do Nowego Sącza pokazać właśnie to, czego oczekują organizatorzy. Ich tańce związane są z obyczajami i pełne zabaw.
Ambasador Bułgarii Vasili Takev specjalnym pismem podziękował za zaproszenie, przeprosił, że wcześniej podjęte zobowiązania uniemożliwiły mu skorzystanie z niego, złożył życzenia uczestnikom, organizatorom i gościom ŚDzG.
Zima się kończy, złe moce trzeba wygnać z ziemi. Chusteczkami jak świętymi płomieniami dziewczęta sprowadzają wiosenny ład po zimowej zawierusze. Przywracają życie, po tym jak mróz i śnieg przyniosły ziemi śmierć. Na scenie obraz niepokojący, ale może jedynie dla nieznajomych. Czterech chłopców ubranych w białe maski przechodzące w metrowej długości spiczaste czapy krąży po scenie na szczudłach. Część szczudeł zostaje, imitując ognisko, pozostałe chwieją się do rytmu w dłoniach kilku chłopców. Na ramionach dwóch z nich pojawiają się małe niedźwiadki, to młodsi ubrali maski, które od niedzielnego korowodu wywołują uśmiech na ustach widzów. Jednak jeden z chłopców nie utrzymał się na ramionach kolegi. Zszedł ze sceny, trzymając się za plecy, a w kolejnych tańcach widać było jego brak. Nic się nie dzieje jedynie tym, którzy nic nie robią, ale czy oni żyją?
Ośle zabawy, to krótka etiuda taneczna, w której głównym bohaterem jest osioł odegrany przez dwóch chłopaków. Dała ona szczyptę nieskrępowanej radości widzom, a dziewczętom czas na przebranie i wzięcie w dłonie rekwizytu: zielonych gałązek bukszpanu. Ich taniec to tak naprawdę modlitwa o deszcz. Dzieci, dbające swym obrzędem, by ziemia została dobrze użyźniona, mogły liczyć na wdzięczność gospodarzy.
Czas na kolejną zmianę stroju grupie starszej daje zabawna scenka pełna wdzięcznego przekomarzania się w tańcu i geście między dwojgiem najmniejszych członków zespołu. Dziewczyna i chłopiec bez słów, opowiadają coś, co wszyscy na widowni doskonale rozumieją. Znika bariera językowa.
Teraz przez scenę płynie biel, granat i czerwień dziewczęcych strojów, a nad ich głowami migocą małe pióropusze, przy czym są bardziej „pusze” niż „pióro”. To żywiołowy taniec, w którym pojawiają się gesty namaszczenia, jak śmigła wirują chustki, a dziewczęta pokazują całą swoją energię.
Scena jeszcze drży od tańca piękniejszej części bułgarskiej „Gwiazdy”, gdy pojawiają się chłopcy. Z drewnianymi, zaokrąglonymi laskami w dłoniach biegają jak konie lub koguty, by zbudować w końcu długą bramę dla dziewcząt, które najwyraźniej są głównymi bohaterkami tej części widowiska.
Scenę opanowuje pozorny chaos. Jedni rozmawiają inni tańczą, jeszcze inni kłócą się o drewniane laski. Wszystkich godzi i koncentruje na sobie niedźwiedź przyprowadzony przez małego skrzypka. To jego taniec nadaje rytm finałowego wejścia zespołu na scenę. Widzimy twarz chłopca ukrytego pod maską zwierzęcia, wszyscy się kłaniają. Brawa. Zasłużone.
Kamil Cyganik
Fot. PG