„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” – odwiecznym Chrystusa wyznaniem dziewczęta witają starego skrzypka i proszą, żeby mogły się z innymi zabawić w jego izbie. A zabawa na miarę Święta Dzieci Gór: czary, które czynią izbę, taką, jaka była sto, a może dwieście lat temu. Bo to dopiero przecież ostatnie sto lat zmieniło świat nie do poznania. W poprzednich wiekach świat zmieniał się powoli, niepostrzeżenie, w jednym pokoleniu prawie wcale.
Pomysł przedni, więc wszyscy się zgłaszają: do przędzenia, maglowania, zwijania wełny, kolebania, prasowania, ubijania masła… Jeden z najpiękniejszych obrazków: ponad dwadzieścioro dzieci i każde robi coś innego i widać, że rekwizyty nie udawane, ale wygrzebane jak skarby na strychach dziadków i babć.
„Górole, Górole, gólolska muzyka, cały świat obejdzies ni ma takiej nika…” śpiewem a’capella witają muzykę, i wciąż śpiewają, kiedy się muzykanci stroją do skrzypiec starego gospodarza.
Jeszcze wyścig chłopaków na bujanych konikach zakończony niemęskim remisem, ale widać taki scenariusz. A potem już podhalańska nuta, i podhalański krok, i śpiew. A w tle cały czas praca, wszystko się rusza, jak w szopce u księży kapucynów: buty czyszczą, sól rozbijają, czeszą wełnę i motają na motowidle, i nawet dziurę w desce wiercą i fujarkę robią…
A potem zabawa w kotka i myszkę, ale zanim zaśpiewali, że kot bury ma zamiar zrobić nader nieprzyjemną rzecz myszce, każdy musiał pochwalić się, co zdziałał przez ten czas, kiedy starsi popisywali się tańcem i śpiewem.
Między zabawami także i młodsi mogą zatańczyć, zaśpiewać. A kiedy huknęły o scenę laski (p.o. ciupag), każdy – nie tylko tańczące na scenie dziewczęta – poderwał się zaskoczony. Chłopcy wpadli jak zbójnicy, narobili zamieszania jak zbójnicy i zatańczyli zbójnickiego.
„Pódźmy już du domu” – poprosiły dwie najmłodsze dziewczynki, smutną nutą i ciepłym słowem dzieci podziękowały gospodarzowi i odeszły z błogosławieństwem.
SHIVAM NRUTYA CULRURAL ACADEMY
Mały Kriszna poznaje świat. Na usługi swoje ma grupę tancerzy i… dwie białe krowy. I o ile przeciętny Hindus nie może nawet dotknąć świętej krowy, o tyle Krisznie wolno znacznie więcej. Może się z nimi bawić, pozwolić, by go nosiły, a w końcu zaprząc do powozu i nakazać, by wywiozły go ze sceny.
W drugim tańcu wypływamy na ocean. Jasny podział ról: chłopcy, ubrani na biało, w czerwonych czapkach, wiosłują, gdy kobiety z wiklinowymi koszami czekają na połów. Potem jednak wszystko okazuje się inne, niż się z początku wydawało. Bo najwyraźniej dziewczęta, ubrane na pomarańczowo odgrywają również role ryb. Walczą z rybakami: przeciągają linę, przekomarzają się tańcem, w którym wiosła stają się… może płetwami, które łyskają czerwienią. Wszystko kończy się obrazem, gdy chłopcy znów wiosłują, a ryby-dziewczęta wypełniają łódź zrezygnowane na tle sieci.
Finałowy taniec, to kobiety przed ślubem. Ostatnie rozmowy, czynności, przygotowania. A wszystko oddane tańcem. Trójkolorowe kije łomocą o scenę. W zakończeniu dowiadujemy się, która z dziewcząt jest szczęśliwą panną młodą. Wokół niej, jakby na pożegnanie, płyną pozostałe.
Nie każda karta graficzna w nie każdym komputerze poradzi sobie z wiernym oddaniem barw i odcieni hinduskich strojów. Słownictwo piszącego jest nieporównanie uboższe. To jedne z tych zestawień kolorów, przy których nasuwa się trywialne: to trzeba zobaczyć.
Kamil Cyganik
Fot. PG