- Sławomir Lewczuk, rocznik 1938, urodzony w Czerkasach na Wołyniu, jest artystą o wielkim dorobku – podkreślił podczas otwarcia wystawy dyrektor MCK SOKÓŁ Antoni Malczak. – Po raz drugi jego prace goszczą w Nowym Sączu. Pierwsza wystawa miała miejsce w roku 1973, a więc ponad 40 lat temu. Cieszę się, że jego dzieła trafiły do naszego miasta ponownie.
Twórca jest bratem Zygmunta Lewczuka (rocznik 1943), który przez wiele lat był wojewódzkim konserwatorem zabytków w Nowym Sączu. Obaj panowie serdecznie się uściskali podczas wernisażu. Wcześniej zaś – obydwaj mocno zaangażowani byli w sprawy organizacji tego wydarzenia. W ostatnich tygodniach kilkakrotnie odwiedzali Galerię BWA SOKÓŁ.
Sam bohater wieczoru, człowiek niezwykle skromny, krótko mówił o pracy, pomysłach artystycznych, swojej sztuce. Kilkadziesiąt wielkoformatowych obrazów, które prezentuje, to dzieła pełne ludzi, anonimowych, ze swoimi „skrzywieniami”, zaletami i wadami, z zagrażeniami, który na nich czekają…
W elegancko wydanym katalogu do wystawy Julian Kornhauser napisał tak: „Człowiek szary i bezimienny, pozbawiony prywatnego życia, o nieokreślonej tożsamości, w otoczeniu tłumu agresywnego lub zmęczonego egzystencją – oto sceneria obrazów Sławomira Lewczuka. Jego bohaterowie przybierają maski, poszukują swojego miejsca w społeczeństwie, czekają na określony znak, który pomógłby im wznieść się ponad przepaść. Ale są to tylko mrzonki, puste gesty, świadczące o bezradności i – co najważniejsze – nieumiejętności walki z okrucieństwem świata”.
„Malarstwo Sławomira Lewczuka pełne jest ludzi. Szarych, bezimiennych postaci w liczbie pojedynczej i mnogiej, odwróconych plecami lub pozbawionych twarzy. Nierzadko zdeformowanych i okaleczonych, a czasem sprowadzonych do samego tylko zarysu sylwetki(….) Ludzie malowani przez Lewczuka ścierają się ze sobą, najczęściej tracąc przy tym indywidualność. Przybierają postać szarego i bezwzględnego tłumu(….) Surrealizm jest jednym ze źródeł malarstwa Lewczuka. On sam upiera się jednak, że w sposobie malowania i myślenia jest realistą(…) To malarstwo twardego dialogu ze światem i widzem” – podkreśla Małgorzata Garapich.
Prof. Stanisław Rodziński w zamieszczonym eseju tak widzi jego twórczość: "W swym dzienniku nazwanym „zeszytem myśli” w dniu 7 grudnia 1959 roku Witold Lutosławski zapisał: „Słabe są dzieła sztuki, których główną zaletą jest ich nowość. Cecha ta bowiem jest tą, która najszybciej się starzeje". Minęło prawie pół wieku i Donald Kuspit, znany amerykański krytyk i teoretyk sztuki, nie tak dawno czołowy adorator postmodernizmu napisał: „Mamy dzisiaj do czynienia z powstaniem nadmiaru nowości. Nowość zaś jest postrzegana jako świadectwo ciągłej witalności i rozwoju sztuki, zamiast zostać uznana za znak jej dekadencji przejawiającej się w niedojrzałości, która sama się utrwala”. Lutosławski – wielki kompozytor i miłośnik malarstwa bardzo dobrze wiedział, że istotą dzieła sztuki nie może być aktualność dzieła równa aktualności prasowej notatki czy żyjąca zaledwie jeden sezon trafność kolorystycznego rozwiązania modelu nowej sukni. Tenże Donald Kuspit pisze: „Na szczęście coraz więcej artystów spogląda w stronę starych mistrzów, przypomina sobie stare prawdy o sztuce i życiu” . Może ktoś zapytać, dlaczego od tych właśnie cytatów i uwag rozpoczynam refleksję o zobaczonych niemal przed dwoma godzinami obrazach Sławomira Lewczuka. Malarstwo tego artysty znam od lat i właśnie dlatego, patrząc na obrazy najnowsze, ale i te namalowane przed kilku laty – myslałem o sprawach, które decydują o jakości i sensie pracy malarza właśnie dzisiaj, w świecie pomieszania wartości i relatywizowania pojęć".
Fot. PG