W sali multimedialnej ok. stu sądeczan wysłuchało wspaniałych opowieści młodego małżeństwa, zadając po prezentacji i prelekcji sporo pytań. Także i bohaterowie wieczoru pytali widzów o rozmaite szczegóły wyprawy, które wcześniej przedstawiali, obdarowując upominkami przygotowanymi przez sponsora - Biuro Podróży ITAKA. W drugiej częsci spotkania obejrzeliśmy film pt. "Najsamotniejsza z planet".
*****
2013- Joanna i Jakub Kańdulscy
Planując rowerową wyprawę z Berlina do Hongkongu byliśmy przekonani o słuszności obranej drogi. Najważniejszym było Poznanie – świata, ludzi, samych siebie. Wybraliśmy rower, bo żadna inna forma przemieszczania się nie daje tylu możliwości. Dzięki niemu poruszaliśmy się wystarczająco szybko, by każdego dnia pokonać zaplanowany odcinek, a tym samym na tyle wolno, by móc w każdym momencie się zatrzymać. Podróżowanie w ten sposób sprowadzało naszą codzienność raptem do kilku podstawowych czynności. Wszystko ostatecznie zależało tu od siły woli i siły mięśni, a my chcieliśmy, aby ta podróż przybrała jak najprostszą formę. Rower sprawił, że stawaliśmy się bliżsi ludziom, których spotykaliśmy na swej drodze. Podróżnik tragarz, obładowany swoim niewielkim dobytkiem, bez dachu nad głową, bez wygód świata zachodniego. Może nawet biedak, bo bogaty przyjechałby tu samochodem. A na rower prawie każdy może sobie w Azji pozwolić. Rower-przyjaciel. Przełamuje strach. Otwiera drzwi i serca.
Droga
Nieprzypadkowo wyznaczona przez nas trasa, rozpoczynając się w Europie, wiodła przez Turcję, kraje byłego ZSRR i w końcu Chiny. Chcieliśmy wyruszyć z domu, miejsca nam dobrze znanego. Wsiąść na rowery z bagażem swoich europejskich doświadczeń, kulturowych upodobań i oczekiwań. Jadąc powoli, pragnęliśmy zaobserwować, jak zmieniające się otoczenie wpływa na odmianę nas samych. Jak turecka kultura i język odciskają swe piętno na poszczególnych regionach Azji Środkowej i jak gwałtownie wpływy te znikają, kiedy tylko opuszczamy tereny należącego do Chin Regionu Autonomicznego Sinciang. Podróżując już wcześniej po Europie i Turcji, znając realia otwartego i pluralistycznego Kirgistanu i po dwóch latach mieszkania w Chinach potrafiliśmy ocenić, jak interesujące są kulturowe powiązania przekraczające granice państw i jak polityka potrafi to wszystko niweczyć. Celem wyprawy było pokonanie w naturalnym dla człowieka tempie granicy pomiędzy Zachodem i Wschodem. Pokazanie płynnego przenikania kultur i powolnego pojawiania się różnic między nimi. Uniknięcie szoku jaki towarzyszy przeskokowi Europa – Azja. Pokazanie, że nie ma linearnej granicy, a świat wokół podróżnika zmienia się stopniowo, powoli. Największa niewiadoma czekała na nas gdzieś pomiędzy, tam gdzie pustynne drogi Turkmenistanu wiodą do długo przez nas wyczekiwanej Buchary i dalej na wschód przez zieloną Dolinę Fergańską aż do magicznego Kaszgaru, urywając się nagle gdzieś za Hami. Tam doświadczyć mieliśmy zupełnie innego świata. Równie fascynującego, jeszcze bardziej nieodgadnionego. Prowincjonalnego oblicza Chińskiej Republiki Ludowej.
Człowiek
Wszystko to, co dane nam było przeżyć pomiędzy miastami wyznaczonymi przez nas jako koniec i początek wyprawy, to dla nas nie tylko wielka przygoda, ale przede wszystkim życie. Życie w drodze. 16 krajów. 14 000 kilometrów. 261 dni podczas których wchodziliśmy w nieustanną interakcję ze spotkanymi po drodze osobami. Wierząc w to, że świat jest pełen dobrych ludzi, o wiele łatwiej przychodziło nam oddawanie się w ich ręce. Nikt tak przecież nie ubarwia odbytej podróży, jak spotkany po drodze człowiek. To on nadaje drodze sens. To o nim chcemy pamiętać.
Każdego dnia tej wyprawy na nowo wyruszaliśmy przed siebie również po to, by zmierzyć się z własnym wygodnictwem, słabościami, oczekiwaniami. Obserwowaliśmy, jak kultura, w której się wychowaliśmy wpływa na postrzeganie otaczającego nas świata i jak dzięki nabytym po drodze doświadczeniom zmieniają się życiowe priorytety. Ten wyjazd nie był naszą pierwszą wyprawą do Azji. Był natomiast tym, podczas którego przekonaliśmy się, że świadome podróżowanie wymaga czasu i cierpliwości, że najważniejsze w byciu w drodze, to mieć czas. Czas dla napotkanego człowieka, jego historii i czas dla siebie nawzajem. Każdego dnia tej wyprawy na nowo wyruszaliśmy przed siebie również po to, by zmierzyć się z własnym wygodnictwem, słabościami, oczekiwaniami. Obserwowaliśmy, jak kultura, w której się wychowaliśmy wpływa na postrzeganie otaczającego nas świata i jak dzięki nabytym po drodze doświadczeniom zmieniają się życiowe priorytety. Ten wyjazd nie był naszą pierwszą wyprawą do Azji. Był natomiast tym, podczas którego przekonaliśmy się, że świadome podróżowanie wymaga czasu i cierpliwości, że najważniejsze w byciu w drodze, to mieć czas. Czas dla napotkanego człowieka, jego historii i czas dla siebie nawzajem.
Źródło: http://podroznicy.byd.pl/o-halika-bicycles-couple-z-berlina-do-hongkongu-rowerem-2013-joanna-i-jakub-kandulscy/
Fot. PG