I dalej mówił: „Mam wielki szacunek dla wszystkich, którzy przychodzą na te spotkania. Tu się dusza odnowić może, a nasze kłopoty potracić. Widziałek – jadąc tu - przerażone dziecko, bo auto się zatrzymało pół metra przed nim. Bądźmy bardziej uważni. Tu mamy szansę być uważnymi dzieciakami.”
Zacni goście (prócz zawsze najzacniejszej widowni sądeckiej) zawitali we wtorkowy wieczór do hali widowiskowej. Był ks. dr Stanisław Kowalik, a z gminy Kamienica przyjechali: wójt dr Władysław Sadowski, dobry gospodarz – jak zauważył Józef Broda, skoro już piątą kadencję gazduje na tym stanowisku. Był przewodniczący Rady Janusz Opyd, Józefa Gorczowska - radna z Zasadnego, a z Ośrodka Kultury - Elżbieta Citak.
I coś niezwykle poruszającego: kierownikiem ZASADNIOKÓW jest Bożena Gierczyk, dyrektorka tamtejszej szkoły. A w szkole uczy się 70 dzieci, czyli ponad połowa tańczy w zespole.
Józek jeszcze naśladuje żabki, gołąbki, jeżyki znad Zasadnego Potoku, a już Jadwisia wyszła na grzyby, prorokując śpiewem „Wysła chmurecka będzie dysc…”. Zaraz i druga… i kolejne trzy… i kolejne.
Taki spokój tchnie z gromadki dziewcząt śpiewających na polanie. Szczęśliwe, bo kosze grzybów pełne (same prowdziwki, bo mamusia godała, że będą na Wigilię do kapusty). Do chałupy jeszcze nie wołają, a jest ich coraz więcej i w jedności jakiejś… No to jak nie wołają… Trzeba ten niezwykły czas wspólnego bycia na polanie wykorzystać. Na zabawę. Chodzi lisek koło drogi. Od lat nie mogę wyrozumieć, jak on chodzi bez ręki i nogi. Gdzie w ogóle lisek ma ręce? A może generalnie chodzi o to, że jednak chodzi, bo ma łapy?
Pojawili się chłopcy, wózek pełen drewna, bo „co chłopak to chłopak”, silniejszy, więc i robota powinna być bardziej widoczna. Pytanie, kto silniejszy, rozstrzygnięto za pomocą przeciąganej liny. Wygrały chodoki bo „co chłop to chłop”, ale łatwo nie było. Starsi chłopcy jednak zwady nie szukają, zabierają się za naprawę wózka, pozwalając młodszym dołączyć do dziewcząt z dobrą radą dla myszki, co by jak najszybciej uciekała do dziury.
Jeden z chłopaków ma skrzypce. Gra, bo lubi, ale wskazuje też, skąd można sprowadzić całą kapelę. Umyślna idzie. Reszta tańczy, a tańca jeszcze nie skończyli, kiedy…
- Patrzcie! Przyszli!
A z muzyką starsi, już w strój góralski, a nie dziecięce jadwisie i płócienne spodnie ubrani. „Zagraj nam muzycko… Niech się nase nóżki tego tańca ucą…”
I poszli mali górale z Zasadnego nad Zasadnym Potokiem, w taniec, w śpiew, w zabawę…
Aż wezwał ich głos daleki do powrotu. Odchodząc, nie zapomnieli podziękować muzyce życzeniami, by się do nieba dostała.
Poniewież to odpowiednik naszego Gniezna, bo tam się rodziła narodowość litewska, tam ich korzenie, tam również powstało blisko 40 lat temu zespół GRANDINELE. Od pierwszych chwil, jeszcze od korowodu i koncertu inauguracyjnego, uderzały w litewskiej grupie dwie rzeczy. Pierwszą jest niesamowite bogactwo instrumentów, również starych, tradycyjnych, a wśród nich Kantele, instrument fiński, który – jak tłumaczył prowadzący koncert – ma niezwykłą wymowę: Kiedy umierał przyjaciel, trzeba było we trzy dni taki instrument zbudować, by przez struny przeszła dusza zmarłego.
Drugim elementem w zespole litewskim, który przyciąga spojrzenie, jest niezwykła elegancja stroju. Kraciaste spódnice i zielone piękne gorsety na białych bluzeczkach dziewcząt pięknie komponują się z brązowymi i popielatymi spodniami chłopców i bardzo gustownymi kamizelkami. Występ mali Litwini rozpoczęli czymś w rodzaju wyliczanki, potem seria tańców w parach. Pojawiły się również rekwizyty: wiklinowe koszyczki, grzyby, zwłaszcza jeden, olbrzymi. Tańce przeplatane solowym śpiewem jednej że starszych dziewcząt o przejmującym głosie.
A gdzieś w tle świadomość, że to niezwykle ważne spotkanie dwóch sąsiadów o trudnej wspólnej historii. Ważne dla budowania przez przyjaźń dzieci, pokoju i wzajemnego szacunku między nami, dorosłymi.
KAMIL CYGANIK
Fot. PIOTR DROŹDZIK