Chwalcie łąki umajone,
Góry, doliny zielone.
Chwalcie, cieniste gaiki,
Źródła i kręte strumyki!
Nie od słów Józefa, ale właśnie od maryjnej pieśni się zaczyna. Do śpiewu zza kulis włącza się akompaniament listka w rękach naszego festiwalowego Gandalfa (przecież nie tylko wygląda, ale i muzykę potrafi wyczarować ze wszystkiego). Śpiew milknie, listek jeszcze prze chwilę piska. Na scenie kapliczka z Jezusem Frasobliwym. Dzieci z Lipnicy Wielkiej zaśpiewały, by stworzenie całe chwaliło Maryję. Wszystko to składa się w jedno słowo: maj.
„Za lasem, za lasem… jeszczem nie urosła, już się o mnie kłócą” przechwala się grupka dziewcząt, obok druga, mniejsza. Następuje fuzja, której efektem jest pierwsza zabawa.
Król Sobieski miał trzy pieski… Roz dwa trzy rózycką będzies ty. Bycie różyczką, nawet jeśli zadecydował o tym los zwany wyliczanką, mogło być traumatycznym przeżyciem. No bo ze słów przyśpiewki wynika, że różyczka, zamknięta w kółku tańczących, dobrze zna prawdę, że kogo się kocha, tego się bierze. Czy wiec wybór tej czy innej osoby nie będzie uznany za deklarację miłości? A przecież nie każda różyczka chciałaby się deklarować, oznajmiać świtu swe uczucia. A jeśli nawet wybierze bez dodatkowych intencji, to czy świat tańczący wokół w ten brak intencji uwierzy?
Chodoki idą do Jaśka Muzykanta. Nie musiały ich dziewczęta długo namawiać, żeby się przyłączyli do zabawy. Do ciuciubabki. Ciuciubabka nieprzerwanie trwa, a w drugim planie śpiew świątecznie ubranych dziop, które idą przystroić kaplickę. Kaplicka powstała, bo za rabacji chłopskiej tam zabito pana.
„Rolnik som w dolinie, oj da oj da, dana. Rolnik bierze żonę. Żona bierze dziecko. Dziecko bierze nianię, niania bierze kotka, kotek bierze myszkę, myszka bierze serek, serek został w kole, bo nie umiał w szkole ani pomnożenia, ani podzielenia.” Można powiedzieć, że trauma jak u różyczki i „delikatna” zachęta, żeby się jednak uczyć.
Muzyka też idzie do Janka Muzykanta, czasu nie ma (jak zwykle) ale daje się uprosić, żeby na polanie zagrać (jak zwykle). W poleczce z przyśpiewkami dogryzają sobie nawzajem, starsi i młodsi. I dwie grupy, które tańczą obok siebie. Jedni trochę lepiej, drudzy trochę bardziej nieporadnie, ale w tym przenikaniu dziecięcych pokoleń widać nadzieję: nie zaginie, są następcy. I nawet bardzo mali następcy następców. W MAŁYCH LIPNICZANACH na co dzień uczy się tańca i śpiewu 120 dzieci w trzech grupach wiekowych. To się nazywa praca z rozmachem i z przyszłością.
Wirują kolejne poleczki, ale kiedy przychodzi do polki mazur, tylko wybrańcy idą w tan. Dzieciom pozostaje przeciąganie liny, zabawa gałgankową piłką, skakanka… Kukułecka trochę nas jakby przygotowuje do jutrzejszej defilady, to jeden z tych utworów nieobojętnych, nacechowanych, odsyłających do bardziej lub mniej radosnych chwil Festiwalu. Tu raczej mniej…
Na zakończenie pięknie wyśpiewane podziękowanie muzyce, no nie do końca na zakończenie, bo uprosili jeszcze jedną poleczkę. Zawirowali starsi w parach, a młodsi w kółecku, wokół nich. Znów to przenikanie kolejnych generacji.
Północna część Galilei, wokół potężne dęby, wśród nich Druzowie, których przodkowie musieli uciekać z Egiptu w XVI wieku przed Turkami Osmańskimi.
Mówią, że ich miejscowość to najpiękniejsza miejscowość świata. Mówią to, co powinien powiedzieć każdy z nas o swojej rodzinnej miejscowości, pamiętając, że (nie licząc Krakowa), to właśnie ta rodzinna jest najpiękniejsza.
Trwała libańsko-izraelska wojna, gdy się urodził. Dali mu na imię Salem, czyli pokój. Teraz rozpoczyna występ grupy NASEJE – FOLKLORE DANCING DABKA. Krótki introitus na flecie i w ruch idą bębny, kotły, tamburyna, dłonie. Rytm, rytm, rytm, rytm, rytm, rytm, rytm, rytm, rytm… Wraz z pierwszymi słowami pieśni pojawiają się tancerze. Sześciu chłopaków i dwie dziewczyny. Rytm, rytm, rytm, rytm, rytm, rytm. Podczas drugiego solowego występu Salama cała kapela, czy raczej sekcja rytmiczna, ustawia się do tańca wraz z osamotnionymi do tej pory dziewczętami. Ponoć sytuacja rodzinna zmusiła kierownika kapeli do powrotu do domu. Ponoć nie mieli innego wyjścia, jak zatańczyć do muzyki z odtworzenia. Oby jak najrzadziej. Oby w ogóle.
I gdy się wydawało, że już nic, bo to przecież w soboty nie ma zapowiedzi na kolejny dzień – niespodzianka: Kapela z Żegiestowa i dzieci z Żegiestowa, a przy nich dobrzy znajomi: dziewczęta z Ukrainy, które w pierwszy dzień narodowy i na rynku śpiewały samotnie do muzyki z płyty. Teraz muzyka żywa: skrzypce, kontrabas, tamburyn, akordeon i ogromne wsparcie polskich przyjaciół, po naszemu: kamratów.
Kilka pięknych pieśni, polskich, łemkowskich, ukraińskich…
A na zakończenie słowa nasze pofrunęły na sokolich skrzydłach ponad halą, Nowym Sączem, Beskidem, Polską i Ukrainą. Hej sokoły! Hej SOKÓŁ!
KAMIL CYGANIK
Fot. PIOTR DROŹDZIK