Jego dzieła, często monumentalne pomniki, charakterystyczne płonące sztandary, gorejące ptaki, kreacje przestrzenne budowane z najróżniejszych materiałów, są znane w ponad 80 krajach, gdzie miał autorskie wystawy lub też uczestniczył w ekspozycjach zbiorowych. Był nauczycielem szkół plastycznych, filmowym i teatralnym scenografem, autorem niezwyczajnych happeningów. Od roku 1984 miał w Zakopanem przy ul. Jagiellońskiej własną galerię, która stanowiła zawsze ostoję prawdziwej Sztuki.
Urodził się w Nowym Sączu 14 maja 1928 roku. Sądeczanin z urodzenia, zakopiańczykiem został z wyboru. Sam czuł się obywatelem świata. Jako uczeń Antoniego Kenara ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych pod Tatrami. Potem przyszły studia w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Praca dyplomowa - stacje Męki Pańskiej wykonane w pracowni rzeźby prof. Mariana Wnuka - jest ozdobą i chlubą sądeckiego kościoła św. Kazimierza. Dał się poznać nie tylko jako artysta, ale także harcerz (drużynowy w Nowym Sączu) i sportowiec (bardzo dobrze biegał na średnich dystansach). Jako stypendysta francuskiego rządu studiował też w Paryżu u prof. Ossipa Zadkine`a. Przez całe swoje życie był niespokojnym i niepokornym duchem. Głośnym echem odbiły się jego wystawy i plenerowe widowiska m.in. w Kopenhadze, Montevideo, Sztokholmie, Moskwie, Wiedniu, Paryżu.
Kiedy jesienią 1992 r. rodzinny Nowy Sącz świętował jubileusz siedmiu wieków, Hasior obok ratusza ustawił 50 "żarliwych sztandarów". Otoczyły one rynek niezwykła poświatą. Ten niezapomniany spektakl rozgrywał się przy dźwiękach "Mesjasza" Haendla. "Alleluja" przeplatało się z trzaskiem płonącego ognia. Mistrz Władysław tymczasem wtopił się anonimowo w kilkutysięczny tłum. Przechadzał się wśród zafascynowanych sądeczan. Nasłuchiwał, co też to ludzie powtarzają, choć z opiniami innych nie za bardzo się liczył.
Przeglądając karty "Księgi Pamiątkowej" w Jego galerii można było znaleźć różnorodne komentarze: "Ty snobie, a w ryja byś nie chciał?" "To dla mnie doskonała lekcja wrażliwości i piękna. Nie zapomnę tego do końca życia. Dziękuję. Inka". "Sądzę, ze kilka wizyt u psychoanalityka wpłynęłoby dodatnio na pana twórczość...". Cóż, tak był odbierany.
Jedni uważali Go za największego współczesnego polskiego twórcę, inni określali mianem maga i dziwaka, zaś Jego dzieła nazywali zbiorem rupieci. Kiedyś sam powiedział skromnie o sobie: - Zaskakuje mnie, że jeden z krytyków stwierdza, że jestem moralizatorem, drugi - że nie jestem. Ja jestem po prostu plastykiem...
W swojej zakopiańskiej galerii przy ul. Jagiellońskiej 18 b zawsze serdecznie witał zarówno wybitnych artystów, jak i setki turystów, dzieci, którym niejednokrotnie cierpliwie tłumaczył, co też autor chciał powiedzieć w swoich dziełach poprzez zestawienie tak różnych elementów jak np. chleb, lalka, stół, krzesło, nóż, łyżka, czerwona farba symbolizująca krew, ogień, maszyna do szycia. Te przedmioty w Jego wyobraźni nabierały symbolicznych znaczeń. Szczególnie chętnie zapraszał na pokazy najróżniejszych zdjęć, co odbywało się przy herbatce, czasami nieco wzmocnionej.
Kiedy w maju 1998 r. w Zakopanem uczczono jubileusz 70-lecia urodzin Władysława Hasiora, a wśród składających życzenia byli m.in.: wiceminister kultury i sztuki Stanisław Żurowski, ówczesny wojewoda nowosądecki Lucjan Tabaka, burmistrz Adam Bachleda-Curuś, za gorące życzenia Hasior - jak zwykle - podziękował przekornie dwoma zdaniami: - We wszystko uwierzyłem. Prawdopodobnie jestem tym, któregoście wy stworzyli. Ale później zaraz dodał: - Widzę tyle życzliwości wokół siebie, a w niektórych oczach dostrzegam nawet radość: Wiecie państwo z jakiego powodu: że jakiś wasz znajomy się zestarzał To paradoksalne, że tyle radości wybucha z tego powodu. Ale dosyć wstępu: teraz czas podziękować, iż tyle lat wśród was przeżyłem i jestem normalny. Tak więc dzisiejszą nadzwyczajną adorację "plastusia powiatowego" nie poczytuję sobie za odrodzenie kultu jednostki... Całe życie udało mi się w tym miasteczku, zostałem tu z prostej przyczyny, bo cenię sobie praktycyzm, a tu wszędzie jest z górki. Zostałem tu bo w tym mieście wspaniale mnie zakotwiczyła szkoła Kenara...
O swoim rodzinnym mieście pamiętał, od czasu do czasu je odwiedzał. We wspomnianym roku 1992, po latach nieobecności, w willi "Marya" Wojewódzkiego Ośrodka Kultury miał swoją sądecką wystawę. Wtedy powiedział wzruszony: - Wszędzie dobrze, w domu najlepiej. Ogromnie się cieszę, jestem wzruszony tym, że stoję tutaj z wami i wśród was kochani sądeczanie, Kłaniam się temu, którego imię i nazwisko zdobi to miejsce - malarzowi Bolesławowi Barbackiemu. Błądziłem, błądziłem. Prawda. Za co przepraszam, ale się nie poprawię. Jedno jest pewne. Państwu się to wszystko nie podoba. Mam nadzieję, że z kolei wy się poprawicie i wam się te prace spodobają. Przysięgam, że to co robię, jest piękniejsze od wielu elementów życia, jakie nas otaczają...
Zmarł 14 lipca 1999 r. w Krakowie po długiej chorobie. Zdawał sobie sprawę ze stanu swojego zdrowia. Oświadczył nawet Marii Matejowej - kierownikowi Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Miasta Zakopanego w swoim stylu, bardzo przewrotnie: - - Po śmierci mam być spalony, a moje prochy proszę wrzucić do Dunajca, gdyż chcę wrócić tam, skąd przybyłem, do Nowego Sącza.
Ostatecznie jednak został pochowany w Zakopanem, na Pęksowym Brzyzku.
Związki Władysława Hasiora z naszą instytucją mają długą historię. Przed laty stworzył asamblaż „Ada Sari” poświęcony wielkiej śpiewaczce. Zgodził się na wykorzystanie tego motywu do stworzenia symbolicznego znaku dla Festiwalu i Konkursu Sztuki Wokalnej im. Ady Sari. Autorką projektu była Marzanna Raińska, jej dzieło, lekko zmodyfikowane, funkcjonuje do dzisiaj. W roku 2002 Sądecka Oficyna Wydawnicza działająca przy Wojewódzkim Ośrodku Kultury wydała znakomitą książkę pt. Ireny Styczyńskiej i Antoniego Kroha pt. „Sądecki rodowód Władysława Hasiora”, publikującą m.in. dziesiątki listów, jakie młody artysta pisał do swojej opiekunki, sądeczanki, „Maniusi” – Marii ze Styczyńskich Butscherowej-Długopolskiej. To nieco już zapomniane wydawnictwo cytują do dziś liczni biografowie Hasiora.
W roku 2010 otwarta została przy Małopolskim Centrum Kultury SOKÓŁ Galeria Sztuki Współczesnej BWA SOKÓŁ. Pierwsza wystawa, zatytułowana „Powrót” poświęcona została Władysławowi Hasiorowi. Wybór tego artysty na inaugurację działalności nowej placówki odzwierciedla jeden z zasadniczych kierunków jej pracy – prezentację zjawisk stanowiących o kształcie współczesnych obszarów kreacji wizualnych. Prezentacja twórczości Władysława Hasiora była zasadniczą częścią projektu. W skład ekspozycji wchodziły m.in. dzieła artysty ze zbiorów muzealnych (Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem, Galeria Sztuki w Gorzowie Wielkopolskim, Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeum Śląskie w Katowicach, Muzeum Architektury we Wrocławiu, Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu) oraz kolekcji prywatnych. Obok wystawy zostały przeprowadzone także „działania pozaekspozycyjne”:
- akcje plenerowe nawiązujące do realizowanych niegdyś przez artystę wydarzeń – Alarm ekologiczny (reminiscencja Krzewu Gorejącego, wykonanego w 1983 roku dla Muzeum Sztuki w Łodzi w związku z organizowaną wówczas przez Ryszarda Stanisławskiego wystawą Présences polonaises w paryskim Centre de Pompidou) oraz Żarliwe sztandary (1979 – Drawsko Pomorskie, 1992 – Nowy Sącz),
- projekcje filmów o Władysławie Hasiorze ze zbiorów archiwalnych Telewizji Polskiej,
- ogólnopolska konferencja naukowa nt. „Granice sztuki współczesnej – wokół twórczości Władysława Hasiora”,
- album poświęcony artyście i wystawie (autorka Marzanna Raińska, kuratorka ekspozycji).
Dodajmy, że sala na I piętrze Galerii BWA SOKÓŁ nosi imię Hasiora, o czym informuje pamiątkowa tablica dedykowana Mistrzowi. Rok Władysława Hasiora znajdzie swój wyraz także w naszej obecnej działalności. Jednym z pomysłów jest zorganizowanie w przyszłym roku (na 20-lecie śmierci Hasiora) wystawy fotograficznej obrazującej związki twórcy „Żarliwych sztandarów” z Wojewódzkim Ośrodkiem Kultury i Małopolskim Centrum Kultury SOKÓŁ.
źródło: materiały własne drukowane w Dzienniku Polskim, materiały MCK SOKÓŁ
(PG)
Fot. Lucyna Witkowska, Wiesław Żygłowicz, Jerzy Troszczyński, Janusz Sobolewski, Muzeum Tatrzańskie