Wieczór zaczyna Gruzja z GORISTSKHE. Czarne, obcisłe stroje chłopców, z białymi wykończeniami, czerwone chusty na głowach, dziewczęta przepasane czerwonymi szalami, akordeon i bęben. Żywiołowo przeplatają się po scenie, raz wdzięcznie dziewczęta w obrotach, drobne kroczki, po chwili znów chłopcy, mocniej bardziej stanowczo, skoki obroty, piramida… Tańczy grupa dziewcząt, wokół chłopcy przyklaskują, po chwili zmiana, dziewczęta przyklaskują grupie chłopaków.
Żywiecka grupa SPOD KIKULI zaprosiła nas „Na Kamieniec”. I można skonstatować, wspominając wcześniejsze występy, że w Lalikach inne mosty dla starosty się buduje, bo przepuszczają dzieci, a nie konie, i wyborów jest więcej, nie tylko anioł i diabeł, ale i piekło i niebo, burok i ziemniak… A zakończenie to samo: która grupa, którą przeciągnie. Wyliczanka, kto zostanie kupcem. Prowadząca przyznaje role, każde z dzieci zostaje innym ptakiem. Kupiec wybiera ptaki, wybrane dzieci naśladują ruchy kwoki, bociana, sowy…
Wokół krążą obręcze, klaskają ptaki drewnianymi skrzydłami, lata z rąk do rąk szmaciana piłka, gałgankowe lalki próbują spać… mimo śpiewu i tańca, bo oto Jasiek przyszedł z heligonką, to wystarczy, żeby zaczęły się przyśpiewki dziewcząt i tańce.
Pojawia się to, co w dramatycznym przedstawieniu najciekawsze - konflikt, bo chłopakom chyba żal, że dziewczyny tańcują, a nie pracują. Aby nie doszło do rękoczynów, pada propozycja uczciwych zawodów na skakance. Zawody też pozostają nierozstrzygnięte, bo dziewczyny w spódnicach, to miały trudniej, a chłopaki, że to nic, że oni lepsi, a dziewczyny, że wcale nie, a chłopaki, że wcale tak…
Pewnie by się tak kłócili do rana, kieby swoim pojawieniem nie pogodził wszystkich tatulo. Przyszedł ze słowem napomnienia, że do pracy im się nie chce brać, ale przyszedł też z kontrabasem, a z nim dwie kumy ze skrzypcami, to już teraz do bogatszej muzyki śpiew i taniec.
Popisy z kapeluszami, skakanie na rękach i nogach. A najbardziej widowiskowy - Koń, zatańczony z ogromnym rozmachem, rozwijający się jaka bieg konia, od jednego chłopaka, do kilku i w końcu wszystkich dzieci galopujących przez scenę. Wirują pary, kółecka, aż ojciec (rzucając okiem na zegarek, zapewne słoneczny) decyduje, że już późno. Rozchodzą się powoli, niechętnie, jeszcze jeden chłopak z obręczą… Ale co tak sam się będzie bawił…
Chłopaki gruzińskie na czarno, ale z białymi długimi szalami, dziewczęta w białych welonach, krok spokojny, powłóczysty, grupy dziewcząt i chłopców splatają się, tańczą w parach i znów rozchodzą, każda grupa tańczy osobno. I dziewczyna w srebrnej sukni, jak dama z jakiegoś zamku, wydaje się, że płynie nad ziemią. Razem z najwyższym chłopcem stają się centrum, wokół nich dzieje się teraz taniec.
Kolejna scena. Sami chłopcy, uzbrojeni w kordy, na głowach włochate czapy, jakby imitacja włosów, bo wszak już od Samsona wiadomo, że we włosach siła mężczyzny.
Taniec żywiołowy, wojowniczy, wydaje się, że testosteronem mogliby obdarować wszystkie inne zespoły na Święcie Dzieci Gór, a jeszcze by im zostało. Dobra baletowa szkoła. Tańczą trochę jak w transie, a dźwięk bębna i akordeonu wzmacnia ten efekt.
I same dziewczęta, tym razem czarne welony i czerń strojów złamana ozdobami, głównie srebrnymi. Żywiołowe tempo, pięta palce, pięta palce… i znów płynnie, na samych palcach, nie odrywając nóg od ziemi. Między tańcami… bębniarz.
Ostatni taniec – chłopaki z batami, dziewczęta w bordowych płaszczykach. Ale poza tym nic się nie zmienia: najpierw tańczą chłopcy, potem dziewczęta, następnie czas na popisy solowe, lub w mniejszych grupach, tańce na kolanach, na podwiniętych palcach, tętent koni, cwał…
Bisy…
A PRAWDZIWA MĄDROŚĆ… POKÓJ CZYNIĄCA.
Kamil Cyganik
Fot. PG
RYNEK
HALA