- Witam Państwa bardzo serdecznie, z prawej mojej strony – Kazimierz Adamczyk, gitara basowa – zaczął koncert Alosza Awdiejew. - Niedawno mieliśmy takie spotkanie integracyjne. I uzmysłowiliśmy sobie, że gramy razem… 30 lat. Nieraz tyle ludzie nawet nie żyją! Z lewej strony – Marek Piątek, znakomity gitarzysta. To jeszcze stosunkowo młody człowiek, a już dżentelmen. I tak wszyscy się zastanawiają, kiedy on się przejawia jako dżentelmen, a on nic… Dlatego kiedy umrze, na grobie mu napiszą: był dżentelmenem. On tyle ma zalet, że na nie jeden nagrobek by wystarczyło. Marek ma taką jedną dosyć perfidną wadę: potwornie dobrze gra na gitarze. Ja tak do końca nie mogę tego pojąć. Ja wiem, że Pan Bóg jednak jest sprawiedliwy: bogatemu daje jedzenie, a biednemu – apetyt. Ale ta dystrybucja talentu to jakaś paranoja. Jeden po dziesięć godzin ćwiczy i nic mu nie wychodzi, Marek nic nie ćwiczy, a wszystko mu wychodzi. O sobie powiem krótko: dziękuję, u mnie wszystko dobrze. W zeszłym roku ukończyłem 70 lat i zacząłem uroczyście świętować i do dzisiaj nie skończyłem. Ja po raz pierwszy ma 70 lat, więc nie wiem, jak długo się to obchodzi… Ja nie wiem też, czy siedemdziesiątka to jest już starość? Starość to taki czas w życiu człowieka, kiedy ten nie cieszy się z tego co ma, ale z tego, czego jeszcze nie ma…
Po takim wstępie artyści zagrali żywiołową pieśń pt. „Życie mknie jak strzała…” I wieczór pomknął jak ta strzała. Mieszkający w Krakowie od 40 lat Rosjanin (ot, słowiańska dusza), wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego w stopniu profesorskim, śpiew i muzykę przeplatał znakomitymi monologami, zabawnymi opowieściami i dowcipami. Sądeczanie żywo na nie reagowali. Alosza Awdiejew wykonywał swoje utwory i dzieła innych bardów, m.in. Włodzimierza Wysockiego oraz Bułata Okudżawy. Przepięknie zabrzmiała piosenka „Bradiaga” („Włóczęga”) spopularyzowana wiele lat temu przez Czesława Niemena. A potem kolejno usłyszeliśmy m.in.: „Moją Odessę”, „Marsylię”, „Ech raz” i „Lubię Cygana Jana”. Po godzinie i 10 minutach występu, trójka artystów się ukłoniła i zeszła ze sceny. Nie na długo. Na bisy nie trzeba było czekać. Sądeczanie zażyczyli sobie znane „kawałki” z repertuaru Awdiejewa: „Homel” i „Tietja Haja”.
- Już śpiewamy, pewnie chcecie jeszcze „Modlitwę”? Będzie, ale to na koniec. Po niej kładę się spać, z nadzieją, że znowu się rano obudzę… - powiedział bohater wieczór.
I tak też się stało, finałem bisów była właśnie najsłynniejszy pieśń Bułata Okudżawy, zaśpiewana po rosyjsku (bardziej drapieżnie, niż w oryginale). Huragan braw po chwili przekształcił się w owacje na stojąco…
Biogram Aloszy Awdiejewa
Fot. PG